Maj 2018 r.
Zielono, ciepło i cudownie. Czas na urlop. To pierwszy urlop z Szymkiem.
W tym roku spędzili urlop w gospodarstwie agroturystycznym Eko Bajka, w chatce pod lasem, we wsi Bukówka, w dolinie Bobru, w Sudetach.
Jeśli można sobie wyobrazić sielankę, błogość cichego i spokojnego życia – to tam. Kwitnące kolorami kwiaty, łąki, las i góry w pobliżu, rześkie, pachnące powietrze.
To był ich raj.

W gospodarstwie nie brakowało zwierząt – krowy, króliki, konie. 2 i pół-letni Robert został jednak kozim generałem

Szymkowi, cóż.. wszędzie było dobrze. Był jak młody niedźwiadek, głównie jadł i spał i tak w kółko, przejawiał małą aktywność.
Skąd Rodzice mieli wiedzieć, że to być może niskie napięcie. Wydawało się, że ma taki spokojny temperament… Wszak nosił indiański przydomek – Szymek ciche serduszko (tak nazywany był przez Mamę). Podczas, gdy starszy brat to: Robert Lwie Serce, lub Robuś szybka nóżka.
Chłopcy różnili się od siebie. Starszy chciał cały świat i zawsze było mu mało, a Szymek nie chciał nic, poza tym, co już miał…
Zwiedzali kolorowe jeziorka, byli w Kamiennej Górze, spacerowali po okolicy… Niespiesznie mijały im dni.
Aż w końcu czas było wracać.
W drodze powrotnej z tego raju na ziemi, zdarzyło się coś, co przeszyło lękiem serce Rodziców. Szymek zaczął dziwnie się prężyć, podnosił rączki i nóżki i je opuszczał, tak kilka razy pod rząd, miał przy tym dziwne oczy…
Nie wiedzieli, co to. Skąd mogli przypuszczać…
Po powrocie do domu, to się powtarzało, raz dziennie, później już dwa. Mama nagrała filmik i pokazała go lekarzowi pediatrze. Pani doktor szybko skierowała do neurologa.
Podejrzenie napadów zgięciowych, padaczka…
– Co mamy robić?
– Jechać do szpitala. Gdyby chodziło o moje dziecko, nie zwlekałabym ani sekundy – to usłyszeli od pani doktor.
Trafili na Niekłańską.